JAK WYGLĄDA HOSPITALIZACJA W CZASIE PANDEMII?
DZIEŃ DOBRY, CZY MOŻE
MI PANI POMÓC, BARDZO MNIE BOLI
Życie jest nobelon. Końcem kwietnia, w miejscach choroby,
zaczęły się tworzyć silne stany zapalne. Czyli okrutnie mnie bolało. Umówiłam
się do dermatologa na konsultacje online (czy może być coś bardziej absurdalnego
niż dermatologiczna konsultacja telefoniczna?). Opisałam, co dzieje się ze skórą,
a także fakt, że bez leków przeciwbólowych nie jestem w stanie funkcjonować.
Boli. Mocno. Dostałam kolejne leki przeciwbólowe i maść sterydową. Stan zapalny
nie zniknął, a ja przeżyłam kolejny miesiąc na Tramalu.
JEST PANDEMIA I NIE
MA PANDEMII - ZNIESIENIE OBOSTRZEŃ
Czerwiec. Obostrzenia zostały zdjęte, przychodnie wróciły do
normalnego funkcjonowania, a ja znów udałam się do lekarza po pomoc. Dostałam pilne
skierowanie do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku. I tutaj zaczyna
się kolejny etap fali absurdów.
Przyjechałam do szpitala, dostałam numerek sześćdziesiąty któryś i cierpliwie poczekałam na swoją kolej. Gdy nareszcie mój numerek wyświetlił się na ekranie to… otrzymałam informację, że 8:40 to już za późno, profesorowie o tej godzinie nie przyjmują. Prosimy przyjść jutro. Pomyślałam, że dobra, pełna akceptacja.
Następnego dnia, pełna zapału, byłam znowu w szpitalu. Tym
razem skoro świt. GO GIRL, DZISIAJ TO ZAŁATWIĘ! Znów numerek, lata świetlne
oczekiwania i Pani w rejestracji zakomunikowała, że we wtorki nie ma
konsultacji, ewentualnie, jeśli jest bardzo źle, to prosimy spróbować dostać
się przez SOR. JAJEBIENOCHYBANIE! Powiedziałam, że nie wyjdę, gdy nie obejrzy
mnie lekarz, przyszłam z pilnym skierowaniem. Po istnej batalii jednak znalazł
się ktoś, kto spojrzał na dłonie. Termin hospitalizacji na trzy tygodnie
później. CHOLERNE TRZY TYGODNIE (krzyczał glos w mojej głowie). Bo nie ma
miejsc, bo nadal obostrzenia na oddziale i ograniczona liczba pacjentów.
„Do tego czasu może samo Pani przejdzie, hehe.” – rzucił lekarz na pożegnanie.
ŚWIĘTEGO GRAALA JUŻ
WIDAĆ NA HORYZONCIE
Po kolejnych trzech tygodniach bólu (hehe), nadeszła TA
DATA. Dzień przed wejściem na oddział, każdy pacjent, musi zgłosić się na test
COVID-19. Już po kilku godzinach, otrzymujemy wyniki, od których zależy nasz
pobyt na oddziale. O wymazie słyszałam skrajne opinie, dlatego spinałam się już
kilka dni wcześniej. Test trwał zaledwie minutę i był najgorszym badaniem,
jakiego doświadczyłam. Pan wsadził mi około 15-centymetrowy patyczek do gardła,
przez nos, do obu dziurek. Następnie, gdy już patyk był w gardle, zaczął nim
kręcić przez kilka sekund. Czułam, że zaraz wyssie mi mózg. KOSZMARNE DOZNANIE.
Test wyszedł okej, dostałam zielone światło do leczenia.
HOSPITALIZACJA, ZAKAZ
ODWIEDZIN I OPUSZCZANIA ODDZIAŁU
Nareszcie, po tej dłuuuugiej i krętej drodze, znalazłam się
w szpitalu. Warunki high life, bo to nowy budynek. Dwuosobowe sale, wygodne
łóżka i łazienki w każdej sali. Bywały pobyty, w których trafiałam do sześcioosobowych
sal, z dwoma koedukacyjnymi łazienkami na cały oddział.
W sali mam ogromne okno, z widokiem na las. Wspaniały widok!
Jednak mija ósma doba i nadal mam wrażenie, że to greenscreen. ;)
Jedzenie jest straszne, zazwyczaj to norma, ale odkąd cateringi przejęły szpitale, na talerzu znajduje się absolutny dramat! No, i właśnie te smutne posiłki, najbardziej mnie tutaj obciążają psychicznie. Zawsze, gdy lądowałam w szpitalu, odwiedzali mnie znajomi i rodzina, przynosząc coś dobrego. Korzystałam też z Uber Eats, czy wychodziłam do sklepiku. Teraz panuje całkowity zakaz odwiedzin i opuszczania oddziału. Teoretycznie! ;) W praktyce jest to zależne od osób, które znajdują się akurat na dyżurze. Drugiego dnia mogłam wyjść po wodę, a kolejnego był to już problem. Także nie można… i można.
Tymczasem mój pobyt się przedłuża ze względów administracyjnych.
Czeka mnie ostatnie badanie, na które potrzebna jest zgoda osoby decyzyjnej (jest
drogie). Stany zapalne zostały ugaszone, ból ustąpił, jest znacznie lepiej.
Szkoda tylko, że proces musiał trwać kilka miesięcy.
Wylewając z siebie tę falę absurdów, w miarę chronologicznie,
szczerze się zmęczyłam.
Trzymajcie się tam, bezpiecznie!
FUNFACT 1. Na oddziale nie ma dystrybutora z wodą.
FUNFACT 2. Na oddziale nie ma tamponów i podpasek. (!)
1 komentarze
Trzymaj się kochana mocno! Przytulam 😊
OdpowiedzUsuń:)