Dieta bananowa, kąpiel w łupinach i woda, która leczy, czyli historia leczenia.

by - kwietnia 14, 2019

dłoń, skóra, dermatologia, łuszczyca, fotografia, vsco,

Umówmy się, lata 90’s to był hardcore. Jak mocno kochałam kicz ówczesnej popkultury, tak bardzo nienawidziłam tamtejszej dermatologii. Tekst podzieliłam na kilka punktów. Leczono mnie na milion sposobów, ale opisze tu kilka sytuacji, które najbardziej utkwiły mi w głowie, jak i jedną, która nadal się przytrafia…

- Trafiam do gabinetu, gdzie wita mnie lekarka z nieszczerym uśmiechem. Po latach stwierdzam, że można go porównać do uśmiechu profesor Umbridge (kto czytał Harrego Pottera, ten wie ;)). Ma ciepły głos, którym stwierdza, że doskonałym pomysłem będzie… cotygodniowe ściąganie martwego naskórka skalpelem, bez znieczulenia. I tak przez kilka miesięcy, jestem poddawana tej chorej metodzie, która poza ogromnym bólem, stresem i ranami otwartymi, nie przyniosła niczego. Przepraszam, poza uszkodzeniem naskórka tak bardzo, że efekty odczuwalne są do dziś.

- Kąpiele w łupinach ziemniaków. Mmm… co to było za doznanie! Moja mama gotowała ogromny gar, taki komunijny, łupin, a następnie chillowałam w nim przez godzinę. Było to niesamowicie dziwne i niewygodne, ponieważ oblepiały całe ciało i zostawiały na nim lepką powłokę. Proces odbył się kilka razy. Efektów nie stwierdzono. Smród w pamięci pozostał.

- Ręce, które leczą. Czyli doświadczenie wywołujące u mnie permanentny uśmiech na twarzy. Chodziły słuchy, że gdzieś tam, przyjmuje człowiek, który ma niebywałe moce. Tak ogromne, jak niektórzy bohaterzy ,,Gry o Tron’’. Niedługo myśląc, mama stwierdziła, że wyruszamy na spotkanie z tym tajemniczym panem. Spotkanie miało charakter ,,wykładu’’. Pan Zbyszek, stanął na scenie niczym Beyonce, wywołując gromkie brawa i uśmiechy na twarzach ludzi. Oto jest on, czarodziej, który zabierze wszelkie niedogodności życiowe. Podniósł ręce, kazał wszystkim zamknąć oczy, a ja w tym momencie ze śmiechem powiedziałam mamie ,,Mamo pilnuj torebki heheh…”. Następnie przez kilka minut odbywał się bełkotliwy monolog, który miał nadać wodzie specjalne moce. Niektórzy płakali, inni mdleli, a ja miałam w głowię podziw dla tego mistrza manipulacji. Wodę wypiłyśmy wracając, jakichkolwiek skutków nie zauważono. Jeśli jesteście ciekawi, jak to wyglądało wklejam link do youtube z jego czarami.

- Bozia. Przewijała się pół życia, z różnym natężeniem. Troskliwe babcie i ciocie, wyruszając na podbój Jasnej Góry, Ziemi Świętej, Lichenia i innych miejsc dotkniętych bożą ręką, zawsze o mnie pamiętały. Dostawałam liczne obrazeczki, obrazy, różańce i figurki święte. Miałam tego sporą kolekcję. Żarliwe modlitwy, miały przynieść cud. Przyznaje, że był moment, kiedy wierzyłam, że po kilki ,,Ojcze nasz’’, spłynie na mnie łaska pięknej skóry. Nie spłynęła. *Nie ingeruje w niczyje przekonania, mój stosunek do religii jest obojętny.

- Maści. Śmierdzące, bezzapachowe, super tanie i nieprzyzwoicie drogie. Moja skóra testowała ich sporą kolekcję. W najlepszym wypadku nie wywoływały żadnej reakcji. W najgorszym ogromny ból, uczulenie i pieczenie. Obecnie bardzo delikatne maści robione i Mediderm. Jestem uczulona na masę składników.

- Chodź, utnę Ci nóżki. Najbardziej traumatyczne propozycja ‘’pomocy’’, pojawiła się, gdy wylądowałam na wózku. Wszyscy stwierdzili, że okej, los tak chciał, nie da się pomóc… i wtedy pojawiła się ona. Starsza Pani dermatolog, która nie jedną wojnę mogła widzieć, z pomysłem genialnym - AMPUTACJA! Wiadomo, jak się nie da wyleczyć, trzeba upierdolić. Po atakach paniki, nieprzespanych nocach i płaczu, zostałam stamtąd wypisana przez mamę. Trochę mam dreszcze, jak sobie pomyślę, że mogłam nie mieć stóp… Takie rzeczy odbywały się w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie, gdzie pielęgniarki straszyły dzieci ogromnymi strzykawkami, aby jadły. Mam nadzieję, że od tego czasu coś tam się zmieniło.

- Banany. Niepozorny owoc, bogate źródło potasu, może również ocalić skórę od chorób genetycznych! No nie może, ale nadawało by się na nagłówek FAKTU. A to tylko moje życie. Dieta bananowa była zabawnym doświadczeniem. Przez dwa tygodnie spożywałam wyłącznie banany. Na śniadanie, obiady, kolacje. W postaci każdej, tak samo mdły. Do momentu aż zaczęło mi być słabo, bolał mnie brzuch i wymiotowałam. Dieta została zakończona, efektów poza obrzydzeniem, nie twierdzono.

- ,,Oj biedactwo, zupełnie przypadkowo zauważyłam, że masz coś na rękach, ale wiesz moja znajoma używała…’’. Randomowi ludzie w tramwaju, na ulicy, u lekarza, to norma. Zazwyczaj zaczyna się od ukradkowych spojrzeń i zagryzania wargi, a potem już nadchodzi, potok słów pewności, że osoba X, zna lekarstwo. Bo przecież jej kuzynka, ciotka, koleżanka miała ABSOLUTNIE to samo, ale pewna maść, lekarstwo, bądź specjalista są totalnie skuteczne. Wtedy zawsze kurtuazyjnie odpowiadam, że dziękuję za radę. Bywały sytuacje, że dana osoba potrafiła za mną iść i pod mieszkaniem zdradzić mi magiczny produkt. I takie sytuacje nie są spoko. Rozumiem, że ktoś chce dobrze, ale chorzy ludzie, dorośli ludzie, zapewne testowali w s z y s t k o. Także nie robimy tak, bo to zwyczajnie przytłaczające.

*To jest mój subiektywny odbiór różnych metod. Nie oznacza to, że ktoś nie znajduje pomocy/ukojenia w Bogu, alternatywnych sposobach leczenia itd. Więc proszę podejść do tego z dystansem. ;)

Szczegóły przebiegu choroby, znajdziecie w poprzednim poście



You May Also Like

1 komentarze

  1. Niestety przypuszczenia "jak leczyc" jeszcze sie zdazaja zamiast konkretnie uzyskac informacje od lekarza i niepotrzebnie meczyc dziecko czy doroslego czlowieka. Wazne aby miec wsparcie w rodzinie. Piszesz duzo ze mama ci pomogla a tata? Babcia, dziadek czy chodzby kuzynka? Czy oni pomagali lub pomagaja w chorobie? Z psychologicznego punktu widzenia to bardzo wazne aby w trudnych sytuacjach rodzina trzymala sie razem. I nie masz czasami mysli ze chcialabys byc zdrowa? Czy juz zaakceptowalas swoj stan na tyle ze niemyslisz o tym? Czekam na kolejne wpisy i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń

:)